Bomba ekologiczna sprzed lat
Zakład, o którym mowa, zakończył działalność w 1993 roku. Choć upłynęło ponad 30 lat, dziedzictwo przemysłowe wciąż odciska piętno na środowisku Ostrowi. Skażenie chemiczne, będące efektem procesu nasycania podkładów kolejowych, stopniowo przemieszcza się w głąb ziemi. Jak wyjaśnił burmistrz, problem dotyczy obecnie nie tylko samego terenu po nasycalni, ale również okolicznych obszarów, w tym ogródków działkowych przy Fabrykach Mebli "Forte".
- Moi drodzy, najważniejszy problem w mieście - w tej chwili - to są tereny po byłej nasycalni. Problem niezwiązany jest z samymi terenami, ale z zanieczyszczeniami, które powstały kilkadziesiąt lat temu w procesie produkcji podkładów kolejowych. Tam się zadziało bardzo źle i to się dzieje od kilkunastu lat. Poprzednie władze nie zabezpieczyły - tak mi się wydaje - do końca tych naszych interesów miasta, ale też nie zabezpieczyły zdrowia i życia mieszkańców - rozpoczął Betlejewski.
To gorzkie podsumowanie zaniedbań poprzednich dekad. Problem był wielokrotnie zgłaszany - zarówno przez aktywnych samorządowców, takich jak radny poprzedniej kadencji, Stanisław Dylewski, jak i lokalne media. Temat powracał przy okazji każdej kampanii wyborczej, nie inaczej było podczas ostatniej. Mimo to, sprawa przez lata nie doczekała się konkretnego rozwiązania.
Czas działa na niekorzyść
Burmistrz ujawnił, że zanieczyszczenia z dawnego zakładu dotarły już do poziomu ogródków działkowych w bezpośrednim sąsiedztwie zakładów produkcyjnych. Niepokój budzi zwłaszcza potencjalne zagrożenie dla ujęć wód podziemnych - podstawowego źródła wody pitnej dla mieszkańców Ostrowi.
- Moi drodzy, smuga tych niebezpiecznych związków, które znajdą się pod ziemią i dostają się do ujęcia wód podziemnych, jest już na wysokości ogródków działkowych przy Forte. Mamy rok czasu, żeby zabezpieczyć mieszkańców Ostrowi w czystą wodę - zaalarmował Hubert Betlejewski.
Czas jest więc kluczowym czynnikiem. Władze miasta nie mogą sobie pozwolić na bierność i rozpoczęły już działania mające na celu stworzenie alternatywnego systemu zaopatrzenia w wodę.
Studnie głębinowe jako ratunek
W odpowiedzi na zagrożenie miasto zdecydowało się na budowę nowych studni głębinowych, które mają czerpać wodę z trzeciego poziomu wodonośnego - poziomu nieosiągalnego dla obecnych zanieczyszczeń.
- Po pierwsze, zadecydowaliśmy o jak najszybszym wykonaniu studni głębinowych w trzecim poziomie wodonośności. Tutaj mamy zapewnienie od specjalistów, że te ujęcia zabezpieczą czystą wodę dla nas wszystkich. Już jakieś 3 miesiące temu dostaliśmy badania z jednej z firm - które na szczęście były mylne - że środki rakotwórcze już dostały się do ujęć wodnych. Powtórzyliśmy badania w sanepidzie i w drugiej firmie niezależnej, te badania się nie potwierdziły. Kopiemy te studnie: pierwsza już jest w fazie testów. Mam nadzieję, że eksploatacja ruszy pod koniec sierpnia, we wrześniu - poinformował Betlejewski.
Dwie kolejne studnie są już projektowane. Ich szybka realizacja może zadecydować o bezpieczeństwie tysięcy mieszkańców.
Spór z PKP i działania prawne
Teren po nasycalni wciąż należy do PKP - państwowej spółki, która według burmistrza ponosi część odpowiedzialności za obecny stan rzeczy. Władze Ostrowi Mazowieckiej rozpoczęły spór prawny z właścicielem terenu. Dodatkowo składane są zawiadomienia do instytucji odpowiedzialnych za ochronę środowiska i zdrowia publicznego.
- Dodatkowo, rozpoczęliśmy spór prawny z PKP dotyczący tych terenów. Wystąpiliśmy z rozszczeniami o zwrot nakładów poniesionych przez miasto związanych z przygotowaniem się do zabezpieczenia bezpieczeństwa wodnego dla naszych mieszkańców. Także złożyliśmy szereg zawiadomień, czy jesteśmy w procesie składania szeregu zawiadomień do wszystkich instytucji i ministerstw odpowiedzialnych za ten obszar, więc tutaj działamy bardzo mocno. Też to dużo miasto kosztuje, te usługi prawne dużo kosztują, ale to jest naprawdę najbardziej palący problem - zakończył Hubert Betlejewski.
Czy zdążymy na czas?
Ostrów Mazowiecka stoi dziś przed wyzwaniem, które łączy kwestie ekologii, odpowiedzialności instytucji, zdrowia publicznego oraz zaniechań z przeszłości. Mimo, że burmistrz nie ukrywa frustracji, w jego słowach słychać również determinację. Priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa wodnego mieszkańcom - nie za pięć lat, ale teraz.
Działania podejmowane przez miasto - zarówno inżynieryjne, jak i prawne - pokazują, iż problem nie został zamieciony pod dywan. Przeciwnie: głośno nazwany i ujawniony publicznie, w końcu zyskał należytą rangę.
Pozostaje pytanie: czy rok wystarczy, by uniknąć kryzysu? W sytuacji, w której natura nie zna administracyjnych terminów, ani ustawowych granic, wszystko zależy od determinacji lokalnych władz, wsparcia instytucji centralnych i presji społecznej. Jedno jest pewne - to nie tylko lokalna sprawa Ostrowi Mazowieckiej. To również ostrzeżenie dla innych gmin, które mogą skrywać podobne "bomby ekologiczne" z minionych czasów.





Komentarze
Komentarze publikowane pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Właściciel portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii.